Katechumenat
Sakramenty dla dorosłych
CHRZEST, BIERZMOWANIE, EUCHARYSTIA
Katechumenat przeznaczony jest dla osób pragnących wejść na drogę życia chrześcijańskiego – drogę przyjaźni z Jezusem Chrystusem
Jeśli jesteś osobą dorosłą, która chciałaby przyjąć sakramenty chrztu, bierzmowania i eucharystii lub jeśli zostałeś ochrzczony w dzieciństwie, ale nie wzrastałeś w wierze katolickiej i nie otrzymałeś pozostałych sakramentów, a chciałbyś mieć pełny udział w życiu sakramentalnym Kościoła Katolickiego katechumenat jest właśnie dla Ciebie.
Jak wygląda przygotowanie do przyjęcia sakramentów?
Czas katechumenatu (gr. katechumenos, łac. catechumenatus – nauczany) przeznaczony jest na formację kandydatów i uświęcony jest przez obrzędy liturgiczne, wyznaczające kolejne etapy przygotowania do sakramentów wtajemniczenia chrześcijańskiego. Zgodnie z postanowieniami Soboru Watykańskiego II, ryty katechumenatu wraz z przygotowaniem katechetycznym czerpią z tradycji katechumenatu wypracowanej przez chrześcijan w starożytności. W posoborowym rytuale wyróżnia się trzy stopnie („etapy” lub „bramy”) wtajemniczenia, którym odpowiadają trzy obrzędy liturgiczne: obrzęd przyjęcia do katechumenatu, obrzęd wybrania kandydatów do chrztu i wreszcie obrzęd sprawowania sakramentów w Wigilię Paschalną. Okres Wielkanocny to czas mistagogii (gr. myeo – wprowadzać w tajemnicę, pouczać, wtajemniczać) nowo ochrzczonych, pogłębienia ich życia sakramentalnego i życia we wspólnocie.
Okres formacji duchowej w katechumenacie trwa od października do maja. Spotkania katechumena bądź grupy katechumenów z prezbiterem o. Aleksandrem Kozą OP oraz wspólnotą ewangelizacyjną (katechistami) odbywają się raz w tygodniu – w piątek o godz. 20:00. Wspólnotowy charakter tych spotkań ma pozwolić katechumenom odkrywać stopniowo tajemnicę Kościoła. Katechiści, czyli grono osób żyjących na co dzień wiarą i pragnących dzielić się swoim doświadczeniem miłości Boga, wraz z o. Aleksandrem towarzyszą katechumenom na ich drodze do osobistego wyznania wiary i nawiązania głębokiej relacji z Jezusem Chrystusem. Cotygodniowe spotkania odbywają się w różnych miejscach: salka domku duszpasterskiego, kaplica św. Jacka, domy katechistów i w zależności od miejsca mają nieco inny charakter. Zwykle jednak zawierają takie elementy, jak: modlitwa, katecheza, czytanie Pisma Świętego, dzielenie się wiarą, wspólny posiłek (agapa). W ramach formacji zaplanowane są dwa wyjazdy rekolekcyjne w październiku i w marcu. Program i charakter spotkań pomyślany jest tak, by przybliżyć katechumenom prawdy wiary chrześcijańskiej, wprowadzić ich w modlitwę i w świadome uczestnictwo we mszy świętej oraz dać im żywe doświadczenie wspólnoty wierzących, którzy zdolni są do budowania głębokiej więzi z Bogiem i bliźnimi.
Przed przyjściem na spotkanie katechumenatu prosimy o kontakt z koordynatorką katechumenatu, Elżbietą Mikiciuk – elzbieta [at] mikiciuk.com. Możliwy jest także kontakt telefoniczny z ojcami przez kancelarię parafialną we wtorki (16:00-18:00) oraz soboty (9:30-11:30), w sierpniu tylko we wtorki – nr tel. +48 694 480 609.
ŚWIADECTWA
I
Droga Katechumena była czymś wyjątkowym. To nie dzieło przypadku. To zasługa wspaniałych, ciepłych ludzi i rodzinnej atmosfery. Na początku pełen obaw odnośnie odbioru mojej osoby i przyjęcia, od razu zderzyłem się z rzeczywistością, która przerosła moje oczekiwania. Przestrzeń do dialogu i wymiany myśli, połączona z ogromną wiedzą i doświadczeniem ojca Aleksandra oraz patronatem przeora Michała i Katechetów. Wychodząc z cienia Świadków Jehowy, będąc w niej wychowany dostrzegałem na każdym kroku moc Pana Jezusa, Maryi i Ducha Świętego właśnie w ciepłe którym byliśmy z Nadią otaczani podczas Katechumenatu.
Przepełnia mnie ogromna wdzięczność za tyle poświęconego czasu, byliśmy praktycznie u każdego w ich prywatnym domu, ktoś na początku obcy – zaprasza, otwiera i pokazuje spojrzenie na kwestie wiary przez pryzmat swoich doświadczeń.
Dla mnie to ogromne bogactwo. Wiem że to u mnie początek drogi budowania właściwych wzorców w kontekście wiary, ale mając takich nauczycieli – można zajść naprawdę daleko!!
Dziękuję z całego serca. Z Panem Bogiem.
Bartosz
II
W zeszłym roku w trakcie wakacji, pomimo zbliżającego się roku maturalnego, zdecydowałam się na jeden z prawdopodobnie najważniejszych kroków w moim życiu. Pewnego dnia napisałam prosto do przeora Dominikanów w Gdańsku sms z zapytaniem czy w przyszłym roku byłaby możliwość uczestniczenia w drodze do sakramentów. Bardzo szybko otrzymałam radosną odpowiedź i kontakt do Pani Eli, osoby, która odpowiada za katechumat w Mikołaju, która wszystko mi wytłumaczyła, i tak we wrześniu przyszłam na pierwsze spotkanie. Katechumenat przerósł moje najśmielsze marzenia, nie spodziewałam się tak dużej ilości miłości, zaangażowania i pomocy, oraz niezwykle interesującej nauki. Ekipą przygotowującą mnie i Bartka na spotkaniach, które odbywały się co tydzień w piątki, była dziewiątka niezwykłych osób, każda z zupełnie inną historią poznania Boga, ale wspólnym celem, aby swoim życiem świadczyć o Nim i z miłością pomagać innym w dążeniu do wiary. Spotkania były różne, poruszane były wszystkie ważne tematy, od histori i podstaw wiary po aspekty współczesnych dylematów i problemów z którymi mierzą się współcześni katolicy. Ta pomoc, nauka i przygotowanie umożliwiło mi zbudowanie fundamentów wiary, a na wspomnienie tych spotkań uśmiech automatycznie pojawia mi się na twarzy. Dziękuję za to ogromnie, jestem bardzo wdzięczna, a najlepiej potwierdzi chyba moje słowa fakt, że w jeden z najszczęśliwszych dni mojego życia, w Wielką Sobotę, oczywiście płakałam ze szczęścia jak bóbr, ale też trochę ze smutku, bo mogłabym chodzić na katechumenat, słuchać i rozmawiać z tymi ludźmi jeszcze wiele lat. Dziękuję.
Nadia
III
Katechumenat u św. Mikołaja dał mi odpowiedź na wiele pytań, ale co ważniejsze poruszył wiele kwestii, o które nigdy bym nie zapytał. Niesamowicie było spotkać w tym dziwnym współczesnym świecie ludzi, którzy tak głęboko przeżywają wiarę. Posłuchać tego, jak o niej mówią i widzieć, jak ich ona porusza. Na zawsze też zostaną już ze mną pewne wypowiedzi, które jak obrazy wryły się w moją pamięć: Chrystus, który jak potężna, nieruchoma statua, z szeroko otwartymi ramionami czeka na każdego z nas i my, którzy wciąż się od Niego odwracamy.
Ten Chrystus jest powołaniem każdego z nas.
Wróciłem do Boga, bo usłyszałem głos wołający do mnie na pustyni. W głębokiej depresji, kiedy nie wiedziałem, co dzieje się z moim życiem i jak mogę je naprawić, chwyciłem się ostatniej, jak mi się wtedy wydało, deski ratunku – różańca. Nie pamiętam, czy wierzyłem, że pomoże, ale dawał chociaż chwilę ukojenia. Parę dni później, w czasie bardzo trudnych dla mnie chwil, w poczuciu sięgającej dna bezradności, w palącym jak pustynne słońce bólu, zwróciłem się do Boga z pytaniem: co się ze mną dzieje, co mam robić, dokąd iść? I w tej samej chwili “usłyszałem” w swojej głowie myśl. Klarowną, wyraźną i z całą pewnością nie moją: wybacz matce.
To, co działo się ze mną przez kolejne tygodnie, trudno opisać. Cud gonił za cudem. Bóg mówił do mnie każdym możliwym sposobem. Od tekstów Ewangelii, przez księgi Starego Testamentu, rozważania różańcowe, książki, artykuły. Czułem, że przez wszystkie moje dni czekałem na te właśnie słowa. Że zawsze za nimi tęskniłem, że zawsze ich szukałem. Całe dnie spędzałem na modlitwie, te modlitwy jakby nie były moje. Słowa same przychodziły mi do głowy, nigdy nie przypuszczałem, że potrafię w taki sposób układać słowa, budować zdania. Teraz wiem już, że rzeczywiście nie potrafię, to Bóg modlił się przeze mnie. Pamiętam moment, kiedy zdałem sobie naprawdę sprawę z tego, że Chrystus jest Bogiem. Naprawdę w to uwierzyłem. To było niesamowite. Jakby klosz otaczający mnie od zawsze pękł.
Bardzo szybko naprawiły się moje relacje z mamą, z którą nie układało mi się w zasadzie od kiedy pamiętam. Miałem wrażenie, że nagle to wszystko samo zaczęło się dziać. Że ja musiałem tylko wybaczyć. Zrozumieć.
Bałem się powrotu do Kościoła, a powrót okazał się wspaniały. Spowiedź, pokuta, która była dosłownie w punkt dla mnie, pierwsza przyjmowana po latach Komunia. Dzisiaj nie mogę sobie wyobrazić już życia bez Kościoła, bez sakramentów.
Ponieważ Boga spotkałem na delegacji za granicą, niepewny byłem reakcji żony. Jak zareaguje na tak wielką zmianę? Żona czuła się niepewnie, ale po krótkim czasie dostrzegła, że była to zmiana na lepsze. Po 25 latach wróciła do modlitwy, do Kościoła, do sakramentów. To było niesamowite. Bóg jest wszechmogący, to tak wspaniałe. Zaraz potem ochrzciliśmy naszą czteroletnią córkę. Wszystko zmieniło się tak szybko, tak sprawnie. On tego po prostu chciał.
Niesamowite były dialogi z Bogiem, kiedy za dnia pytałem i prosiłem Go o odpowiedź, a On udzielał mi jej wieczorem w czasie modlitwy czy lektury. To nie były przypadki. To działo się z dnia na dzień przez kilka tygodni. Działy się inne niesamowite rzeczy: nie rozumiałem kultu Matki Boskiej i dosyć długo prosiłem Boga, by mnie oświecił. I nagle, w pracy, w czasie modlitwy otrzymałem to zrozumienie. Po prostu nagle zrozumiałem wszystko. Przez następne dni w czasie odmawiania różańca serce waliło mi tak mocno, że myślałem, że pęknie. Ta prawda była tak niesamowita, że niemal mdlałem myśląc o niej.
Bóg stworzył Ją przed wiekami, by była Jego matką. Stworzył Ją, by narodziła Jego samego. To niepojęte. Bóg czekał na Nią przez całe wieki, by dać nam swego Syna. Tajemnica zwiastowania, ten moment, co to za moment, początek naszego nowego życia, i to Jej “Tak”. “Tak” mimo wszystkich zagrożeń, “tak” mimo wszystkich wątpliwości.
Jaką tajemnicą jest być matką Chrystusa. Być matką jedynego Boga. Patrzę na moją żonę, na to, jak opiekuje się naszą córką, jak głęboka więź je łączy. Więź, o której ja mogę tylko marzyć. Ta relacja łącząca dziecko z matką jest niepojęta nawet w stosunku międzyludzkim. A przecież Maryja była matką Boga. Nosiła go w sobie, dzieliła z Nim życie, uczyła Go tego życia. Jak wielki jest Jej wkład w to, że Syn Boży był bez skazy, że był taki jaki był.
Zaraz po Maryi przyszedł Józef. Zrozumienie jego wspaniałej misji, jego wielkiej wiary i niepowtarzalnej zupełnie pokory, pokory, dzięki której mógł poświęcił się całkowicie swojej rodzinie i w tym poświęceniu zniknąć niemal.
Sam pytałem usilnie Boga o moje powołanie, czym mam się zajmować w życiu. Aż pewnej nocy padła odpowiedź: jedynym powołaniem człowieka jestem Ja.
A potem przyszedł kryzys. Pustka. Modlitwy nie działały, gorliwość słabła. Słowa przestały się układać, zaczęły być koślawe, brzydkie. Bóg zamilkł. Ta cisza otworzyła drogę dla zwątpienia. Panicznie chciałem nawiązać z Nim kontakt, ale nie udawało się. Błagałem Go o chociaż słowo, ale milczał. I wtedy przyszło bierzmowanie.
Znów zaczął odzywać się, w dziwnych chwilach. Wtedy, kiedy nie spodziewam się, kiedy rezygnowałem. Po upadkach, za które żałuje, po modlitwach, o których zapomniałem. Jest pełen miłości, zawsze wybacza. Wybacza to, czego sam nie potrafię sobie wybaczyć. Bo On kocha mnie bardziej niż ja sam mógłbym kochać siebie. Jest przyjacielem. Jest przepotężny, tak wielki, że wcześniejsze patetyczne słowa, którymi modliłem się, wydają się śmieszne. Lepiej nie mówić nic. Jego ścieżki są niezbadane, logika nie do pojęcia. Telefon, dzwoni siostra, spotykamy się może raz do roku, niemal nie rozmawiamy. I ta rozmowa zmienia moje życie, jej też. Okazuje się, że przez 37 lat nie znałem własnej siostry, a ona nie znała mnie. Potem film na YouTube, ktoś wysłał, i nagle kolejny przełom. Wszystko się zmienia. Na lepsze.
Teraz Bóg szepcze i milknie. Daje czas na myśli. Zaskakuje miłością. Z jednej strony chce, bym oddał mu całe życie, a z drugiej strony chce bym się nim cieszył. Wyprowadza z błędów. Jest nieuchwytny i niepojęty. Momentami czuję się jak myśliwy: czaję się i skradam z myślą: tu jesteś ukryty, zaraz Cię znajdę… a tam pustka. Ale zaraz ktoś puka mnie palcem w ramię, odwracam się i widzę tylko jak znika. Ale te chwile kiedy widzę Go, kiedy czuje go przez tę chwilę są przecież przepiękne. I wiem, że zawsze chce już za nim iść.
Wszyscy wiemy, że Bóg jest wielki, ale to nieprawda, bo On jest jeszcze większy. Wszyscy też wiemy, że kocha nas tak, że nie możemy sobie nawet tego wyobrazić. I to jest nieprawda, bo kocha nas jeszcze mocniej.
Dziękuje Ci Boże bo byłem martwy, a Ty przywróciłeś mnie do życia.
Tymon
