Ogłoszony przez papieża Franciszka „Dzień Ubogich”, jest chyba bardziej potrzebny nam, niż potrzebującym. Dla nich, to ujmująco smutna codzienność, dla nas – szansa na to byśmy zobaczyli twarze ubóstwa, a nie tylko socjologiczno – ekonomiczne zjawisko.
Od ponad 25 lat, gdańska Kuchnia św. Mikołaja, działająca przy dominikańskim duszpasterstwie akademickim „Górka”, przygotowuje co tydzień gorącą zupę dla bezdomnych i najuboższych. To nie tylko charytatywny gest najedzonych wobec głodnych, lecz niezwykła wymiana – rozmowa z ubogimi, to spotkanie z konkretną historią, z życiem które się bardzo pogmatwało, z bezradnością wobec której i my rozkładamy ręce.
Chcąc pomóc, musimy zidentyfikować przyczyny, które doprowadziły ich to tego miejsca. Obok wskaźników ekonomicznych, analiz rynku pracy i demografii, chcę poniżej pokazać kilka przyczyn ubóstwa – tego materialnego i duchowego. Chcę poszukać przyczyn, by móc lepiej reagować na skutki. Nie wyczerpują one wszystkich źródeł ubóstwa, są jednak zwróceniem naszej uwagi na te, o których być może, nigdy byśmy nie wspominali.
Nieczułość – ona leży po naszej stronie, nie ubogich. Jest naszą winą – zamknęliśmy oczy na problemy innych, poklepywaliśmy ich beztrosko po plecach mówiąc: spokojnie, jakoś dasz radę… zobaczysz, wszystko się ułoży. Nieprawda. Zostawiliśmy ich samych sobie, dlatego ich ubóstwo jest naszym wyrzutem sumienia i naszą największą biedą. Potrzebujemy takich Dni, jak ten – by otworzyć oczy nie tyle na biednych, ile na braci i siostry.
Brak miłości – niewątpliwie tym, czego każdy człowiek szuka i czego najgłębiej potrzebuje, jest miłość. Chce być kochany, bez względu na jakość swojego życia. Na początku wielu zasłyszanych historii jest miłość, która została zniszczona. Zabrakło wokół nich ludzi, którzy by ich kochali bez względu na bezrobocie, nałogi, eksmisję. Odrzuciła ich kultura przydatności, mówiąca: jesteś tym, co robisz; nie udało ci się – przegrywasz. Tak więc nasze ubóstwo w kochaniu, doprowadza ich do biedy.
Niedowartościowanie – najsmutniejsza dla mnie jest świadomość, iż nie wierzą oni, że cokolwiek w ich życiu się zmieni. Ubóstwo, rok po roku, staje się ich tożsamością. Gdy sięgamy głębiej w ich życie, okazuje się, że pierwszym było ubóstwo własnej wartości. Weszli w życie, nie wierząc w siebie – w swoją godność, zdolności, umiejętności; słyszeli tylko: jesteś nikim, nic z ciebie nie będzie, jesteś skończony. Zanim zabrano im dom, rodzinę czy pracę odebrano wiarę w to, kim naprawdę są. Bez niej są jak sparaliżowani, nie wierzą, że mają jeszcze wpływ na zmianę, już na zawsze zostanie tak, jak jest – mówią. Ten brak wartości, rodzi bezradność. Ci bardziej zaradni, wyciągną do innych na ulicy ręce, jednak odrzucą propozycję drobnej pracy lub kursów zawodowych. Na nic już nie liczą.
Ubóstwo relacji – nie znający swojej wartości, nie tworzą więzi z ludźmi. Są też zranieni odrzuceniem, odseparowani trwaniem w nałogu. Gdy dotyka ich materialna bieda, nie potrafią prosić o pomoc, o solidarność – ta w pierwszym momencie, kojarzy im się z upokorzeniem – bo wyciągnąć rękę do innych, to przyznać się do porażki. Dlatego, tak ważne jest tworzenie z tymi ludźmi więzi, a nie tylko doraźnie zaspokajanie ich braków.
Pawłowe wezwanie „Jeden drugiego brzemiona noście” jest przypomnieniem, iż nikt z nas nie powinien, by zostawiony samemu sobie.
Smutek – bieda naszego ducha, identyfikujemy go częściej jako skutek ubóstwa, niż jego przyczynę. Paradoks polega na tym, że widzimy więcej szczerej radości w tych, którzy ustawiają się w kolejce po naszą zupę, niż w tym których mijamy na ulicy biegnących z lub do dobrze płatnej pracy. „Najgłębszym ubóstwem naszej epoki jest nieumiejętność doznawania radości” – to niezwykła diagnoza jaką postawił nam w 2000 roku kard.Ratzinger. Ten smutek to znużenie życiem, postrzeganym jako bezsensowne i wewnętrznie sprzeczne. To zródło ubóstwa występuje zarówno w społeczeństwach materialnie zamożnych, jak i w krajach ubogich. Nieumiejętność doznawania radości jest skutkiem i zarazem źródłem nieumiejętności kochania – pisał Ratzinger – rodzi też zawiść, chciwość i wszelkie wady, które sieją zniszczenie w życiu jednostek i w świecie.
Ślepe zaufanie w system – gdy brak relacji, zwracamy się w stronę systemu i instytucji, bezgranicznie wierząc, że rozwiązanie problemów leży w ustawodawstwie, czy projektach socjalnych. Zaufanie w instytucje, to także myśl, że pieniądze, jadłodajnie, noclegownie rozwiążą wszystko. Jasne – złagodzą skutki – nie sięgną jednak do źródeł. Odpowiedzialność za naszych braci i siostry, przerzucamy na urzędników, fundacje czy biura charytatywne przy naszych parafiach. Ci ludzie, robią wiele wspaniałych, istotnych rzeczy, są ważni i konieczni. Jednak ubóstwo jest wyzwaniem dla nas wszystkich. Doprawdy ubogie jest społeczeństwo, które swoją troskę i wrażliwość wobec ubogich, odda w ręce urzędników i „profesjonalistów” od pomocy.
Mit samowystarczalności – jest on odpowiedzialny za nasze ubóstwo duchowe i materialne. Mit, że muszę wszystko w życiu osiągnąć sam. Że ten drugi jest moją konkurencją, rywalem, a wszyscy wokół i ja sam, mamy wobec siebie niebotyczne oczekiwania. Dopada nas on także w życiu duchowym; nie tyle potrzebujemy w Bogu Zbawiciela, lecz witaminy – tego, który nie pokona swoją mocą grzechu lecz doda mi sił, bym zrobił to ja sam. Wpycha mnie to coraz silniej w egocentryzm, rodząc egoizm i samotność. Zabiera zdrowe relacje z ludźmi, wpycha w nałogi. Od tego już tylko krok, by stracić rodzinę, dom, trafić na ulicę i ustawić się w kolejce po darmową zupę.
A jednak „Błogosławieni ubodzy duchu” – mówi Jezus do tłumów na Górze Błogosławieństw. A więc szczęśliwi – którzy odkryli, że tu na ziemi nie posiądą pełni życia. Szczęśliwi – wiedzący, że zawsze w tym życiu towarzyszyć nam będzie jakiś brak, którego bez bliskości z Jezusem, nie będą w stanie uzupełnić. To właśnie do nich należeć będzie pełnia Królestwa Bożego. Ubodzy w Duchu, to także ci którzy, stają na modlitwie z pustymi rękami – wiedząc, że mogą więcej od Boga więcej otrzymać, niż mu dać. Takie ubóstwo nie upokarza, nie oddziela od innych, ale daje prawdziwą wolność, bo przecież wszystko jest darem, łaską Boga.
Będziesz szczęśliwy żyjąc tym błogosławieństwem – bo widząc swoje prawdziwe ubóstwo, spojrzysz zupełnie inaczej na ubóstwo innych.
o. Jacek Szymczak OP – tekst ukazał się na portalu Stacja7